Pracuję na pełny etat, po pracy dwójka małych dzieci, podstawowe obowiązki domowe i duże, duże zaległości które zostały po własnej działalności gospodarczej (zatrudniłam się w grudniu praktycznie z dnia na dzień a wszystkie zlecenia z całego roku pozostały niedokończone). Często myślę, że już nie mam sił, że nie dam rady, że to za dużo jak na jedną osobę, a tu informacja, że za 5 tygodni mam egzamin państwowy, którego zdanie lub nie bardzo zaważy na moim dalszym losie.
Wniosek złożyłam w sierpniu tamtego roku z myślą iż termin będę miała jeszcze podczas urlopu macierzyńskiego, ale pandemia… W każdym bądź razie panika! Na pierwszy egzamin, który całe szczęście uczyłam się 3 miesiące, a teraz tylko 5 tygodni, praca, dzieci, dom… Podczas jednego ze spotkań z klientką powiedziałam jej o egzaminie, wtedy Ona opowiedziała mi o Nowennie Pompejańskiej i pomyślałam, że to jest znak. Zaczynałam 2 razy, ponieważ za pierwszym razem zasnęłam i nie dokończyłam modlitwy. Dodam tylko ze wcześniej problem sprawiało mi odmówienie 1 dziesiątki, a tutaj 15, ale podjęłam „wyzwanie”. Były głosy w głowie, że „szkoda czasu, lepiej Ci się za ten czas uczyć” ale nie przestawałam… nie przedłużając, wzięłam 2 tygodnie urlopu przed egzaminem, klientów którzy upominali się o zaległe zlecenia prosiłam aby zaczekali chwilkę i większość zrozumiała sytuację, uczyłam się ile mogłam, najbliżsi, w tym mąż pomagali mi przy dzieciach i tak w ubiegły piątek pojechaliśmy wszyscy do Warszawy (dzieci musiałam zabrać ze sobą, ponieważ synka jeszcze karmię piersią). I o dziwo w pierwszym etapie na teście na wiele pytań które sprawiało by mi problem odpowiedziałam poprawnie bo dokładnie na te zagadnienia zwróciłam szczególną uwagę podczas nauki. W drugim etapie – opisówce, na której są 3 pytania jedno z nich dotyczyło rozporządzenia które wzięłam do ręki 2 dni przed egzaminem (a którego miałam w ogóle nie czytać) i o 5 rano w dniu egzaminu jeszcze do niego rzuciłam okiem, natomiast na ostatniej części ustnej – 3 pytania – na jedno odpowiedziałam nie kompletnie, Pan z komisji (było ich sześciu, ale wyjątkowo uprzejmi) zapytał się czy wszystko już powiedziałam w tym temacie, a mi nagły głos w głowie podpowiedział jeszcze jedną rzecz, bez zastanowienia to dodałam i komisja mi przytaknęła.
Zdałam tak łatwo, że się nawet w snach tego nie spodziewałam (4 lata wcześniej podczas egzaminu na inny zakres zdałam, ale tak łatwo nie było)… i wiem, wiem, pewnie ktoś kto dotarł do tego momentu powie że nic nadzwyczajnego, że ludzie którzy tu piszą mają prawdziwe problemy, tragedie i zgodzę się, też tak myślałam, że nie Powinnam Matce Najświętszej „zawracać głowy” tak błahymi sprawami, ale Ona chyba wie co dzieje się w naszych sercach, jak bardzo czegoś pragniemy i potrzebujemy i nawet takimi sprawami jak moja się zajmuje… modlę się tylko żebym nie ustała w modlitwie i żeby modlitwa różańcowa już zawsze mi towarzyszyła w życiu. Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do nowenny.
Anka:)
Piękne świadectwo! Cieszę się, że Maryja pomaga właśnie także w tych niby błahych problemach. Zawsze lepiej zwracać się do naszej Matki z błahymi sprawami, aniżeli czekać aż urosną do wielkiego problemu, w którym może nawet brakować czasu, by odprawić 54-dniowe nabożeństwo. Autorka dala bardzo dobry przykład innym matkom, które mają dzieci i cały dom na głowie…i mimo tego znalazła czas, by modlić się i odeprzeć szatańskie pokusy.
Chwała za to Panu i Królowej Różańca Świętego!