O Nowennie Pompejańskiej wiedziałem od kilku lat. Czytałem wiele świadectw. Od jej odmówienia wstrzymywały mnie wątpliwości, czy nie pragnę wystawić Najświętszej Maryi Panny i Pana Boga na próbę. Rok temu podjąłem decyzję będąc gotowym na wszystko – gdyby moja prośba nie została spełniona uznałbym, że Bóg ma inne plany niż ja. Poprosiłem o zdrowie dla syna. Od wielu lat doświadczał bólu w zatoce czołowej. Z żoną wiązaliśmy to ze zmianami pogody lub alergią pokarmową. Ból czasami trwał kilka godzin i był dotkliwy. Lekarze nie orzekali, dlaczego tak się działo. Nie „straszyli”, ale też nie podejmowali diagnozy i leczenia. Czuliśmy się ignorowani a syn cierpiał.
Już w trakcie odmawiania części błagalnej częstotliwość ataków u syna zmniejszyła się; intensywność bólu także. Samo odmawianie Nowenny przyniosło mi pokój i opanowanie. Były to dni radosnego przebywania w Bożej Obecności; często miałem czas i możliwość modlenia się przed Najświętszym Sakramentem. Pewnego dnia podczas Różańca otrzymałem natchnienie, by dołączyć do modlitwy jakieś umartwienie. Ale nie zdecydowałem, co to miałoby być. Po wyjściu z kościoła odebrałem telefon od żony, że syn w szkole złamał rękę. Natychmiast pożałowałem swojego braku wielkoduszności.
Postanowiłem złożyć świadectwo po upływie roku, bez względu na skutek. Chociaż syn jeszcze kilka razy odczuwał ból w zatoce, to nie był on już tak długi i intensywny jak wcześniej. Nawet moja żona, która nie wiedziała o odmówieniu przeze mnie Nowenny stwierdziła, że nastąpiła bardzo wyraźna poprawa. Dobry Bóg, nasz Ojciec i Najświętsza Maryja Panna zawsze słyszą nasze modlitwy i udzielają niezbędnych łask.
Paweł