Podjęłam się odmawiania Nowenny Pompejańskiej w intencji duszy mojego zmarłego przyjaciela. To był starszy pan. Mieszkał z drugą żoną od ponad 40 lat. Przed śmiercią ich rozdzielono. Nie wiem, czy się wyspowiadał, wiem, że był wierzący, w ostatnim roku zmarła jego kościelna żona i chciał brać ślub kościelny ze swoją drugą żoną. Może, gdyby nie okrutny los, do tego by doszło.
Przyjaciel jednak zmarł. Gdy się o tym dowiedziałam, poszłam po zmroku pobiegać i zwyczajnie się wypłakać. Była wtedy pełnia księżyca i tak sobie patrzyłam w ten księżyc i pomyślałam, że może Piotr (imię zmienione) uśmiecha się do mnie poprzez to światło księżycowe. Taka może durna myśl, ale krzepiąca. Odmawiałam wtedy Nowennę Pompejańską w intencji prywatnej. Pomyślałam, że skończę i zacznę kolejną w intencji duszy Piotra. Tydzień później, może dwa, miałam bardzo ładny sen. Przyśnił mi się Piotr. I gdy się obudziłam, postanowiłam, że moja prywatna sprawa może poczekać (nie byłabym w stanie odmawiać dwóch Nowenn na raz, nie mam niestety tyle czasu) i zaczęłam od nowa Nowennę, tym razem w intencji duszy Piotra. Byłam w trakcie części błagalnej, znowu była pełnia. (Za każdym razem, kiedy księżyc zaglądał w moje okna, nie zasłaniałam zasłony, bo widziałam w tym blasku uśmiech mojego przyjaciela). Gdy księżyc schował się za framugą okna, dopiero wtedy usnęłam i przyśnił mi się przepiękny sen, jakbym cofnęła się do czasów dzieciństwa (do domu Piotra, on też był w tym śnie) i taka jedna scena na koniec snu: wchodzę do jakiejś oranżerii, idę dużymi jasnymi schodami na górę, a tam jakby poczekalnia i widzę Piotra, siedzi przy jakby stanowisku bankowym i rozmawia z jakąś panią – urzędniczką. Pomyślałam w tym śnie, że to jest poczekalnia do Nieba i że Piotr musi jeszcze coś załatwić, usiadłam nieopodal, żeby poczekać. Wtedy się obudziłam.
Wiem, że to tylko sen, ale dodał mi motywacji do wytrwania w Nowennie, która nie była wcale łatwa do odmawiania, szybko tracę cierpliwość i łatwo się rozpraszam. Sen snem, można sobie podświadomie wygenerować jego treść, a potem przypisać jego znaczenie jakimś nadprzyrodzonym siłom. Ale spotkała mnie podczas odmawiania Nowenny inna zaskakująca sytuacja w życiu codziennym. Piotr za życia wspominał czasem o swoich rodzicach, ale to było w przelocie, nigdy tematu nie rozwinął. I któregoś wieczora, przeglądając sieć, natrafiłam „przypadkiem” (tak to przynajmniej nazwę) na archiwa urzędowe miejscowości, w której Piotr się urodził. I tam była relacja o jego ojcu (o działalności konspiracyjnej, o tragicznej śmierci itd.) i w jeden wieczór poznałam jego rodziców, „usłyszałam” o nich historię opowiedzianą przecież słowami samego Piotra, bo to była jego relacja, tylko spisana przez urzędnika. Więc opowiedział mi tę historię już po swojej śmierci, ale dane mi było przeczytać coś, co miałam okazję usłyszeć za jego życia, ale nigdy nie rozwinął tematu.
A wracając do księżyca: kiedy skończyłam odmawiać części błagalne, księżyca nie widziałam na niebie, wchodził w nów. Nie widziałam go na niebie przez kilka nocy, aż nagle… Było wtedy akurat częściowe zaćmienie słońca. W pierwszej chwili nie zwróciłam na to uwagi, ale przecież zaćmienie słońca jest spowodowane przez to, że księżyc pojawia się na tle jego tarczy. Uznałam, że to znak, że Piotr jest już w krainie wiecznego Światła. Nie wiem, jak to wszystko interpretować. Może to tylko moje odczucia, bo ciężko jest o namacalny dowód wysłuchania intencji za czyjąś duszę, ale wierzę, że moja została wysłuchana, bo tyle zbiegów okoliczności podczas tak krótkiego czasu też ciężko wytłumaczyć.
Jedno wiem na pewno, Nowenna zmienia mnie. Nie jest już dla mnie „mission impossible” odmówienie trzech części Różańca, a co dopiero jednej. I dzięki temu, że odmawiam Nowennę, nie mam problemu z pewnym grzechem, bo przecież trzeba się pilnować, żeby być w stanie łaski Uświęcającej. Więc Nowenną pomagamy nie tylko osobie, za którą się modlimy, czy też czyjejś duszy, ale my również otrzymujemy przeróżne łaski, których możemy nawet nie dostrzegać od razu, być może nigdy ich nie zauważymy, ale one są, bo Matka Boża działa, jeśli tylko jej na to pozwolimy.
Super że Autorka świadectwa podjęła się nowenny pompejańskiej, by wspomóc zmarłego przyjaciela. To właśnie różaniec najbardziej pomaga takim duszom, a nie „cudowne” koronki niewiadomego pochodzenia, do których jest przywiązanych mnóstwo obietnic. Wystarczy nawet jedna część różańca lub koronka do Bożego Miłosierdzia, by wspomóc dusze „w ogniu” czyśćcowym. A sen? Nie do końca ufa się na całego snom, ale Bóg często przychodzi w snach. Też tego doświadczam…