Szczęść Boże!
Pragnę podzielić się świadectwem Światowej Nowenny Pompejańskiej, lecz zanim przejdę do sedna wspomnę, że ostatnią Nowennę Pompejańską odprawiłam w terminie 14.11.2019-6.01.2020 prosząc o wyzwolenie dusz z otchłani czyśćca. Na początku 2020 roku wybrałam losowo ze strony www.faustyna.pl św. Patrona, towarzyszącego przez cały rok. Jakież było moje zdziwienie, gdy na ekranie pojawił się wynik losowania – to szczególna Patronka… sama Matka Boża z Fatimy. Od razu zaplanowałam, że najlepsza z Matek będzie przewodzić i orędować w Dziele Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Na początku kwietnia zakończyłam poprzednią duchową adopcję, a więc kolejną zaplanowałam na 13 maja. Dwie poprzednie duchowe adopcje ukoronowałam odprawieniem Nowenny Pompejańskiej, lecz tym razem ułożyłam nieco inny „scenariusz”. Uznałam, że skoro złożę przyrzeczenie 13 maja, będę przed każdym 13 dniem miesiąca odprawiać 9-dniową nowennę do Matki Bożej z Fatimy, prosząc Ją o opiekę i orędownictwo nad zagrożonym życiem i jego matką. W księgarni wyd. Serafin zamówiłam sobie modlitewnik „280 dni modlitwy – nieplanowane”.
Na dwa dni przed złożeniem przyrzeczenia miałam dylemat – czy wziąć udział w masowo udostępnianym na Facebooku poście o Wielkiej Światowej Nowennie Pompejańskiej. To był wręcz „orzech do zgryzienia”, no bo przecież wszystko już sobie inaczej zaplanowałam. To jednak nowenna „nie do odparcia” i trudno było zrezygnować pochopnie z modlitwy w tak ważnej intencji – nawrócenia grzeszników, z których ja jestem pierwsza i największa. Wystarczyło tylko kliknięcie i już byłam w wielkim gronie osób, które także nie odparły tej „oferty”.
13 maja rozpoczęłam więc dwa dzieła modlitewne – 54-dniowe oraz 280-dniowe. Przyrzeczenie Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego złożyłam w kościele przed poranną Mszą św. przed figurą Matki Bożej Fatimskiej. Odprawiając każdego dnia Nowennę Pompejańską, wspominałam to zagrożone życie dziecka pod sercem jego matki. Ta nowenna ogarnia przecież wszystkich grzeszników, a więc i matkę czy ojca tego dziecka. Ufałam że mogę pomóc im w oderwaniu się od popełnienia grzechu ciężkiego – aborcji.
W pierwszej kolejności trzeba było jednak mieć na celowniku swą własną grzeszną duszę. Przyznaję z rumieńcem, że na własnej skórze odczułam, jak bardzo jestem słaba i niewierna. Los mnie nie rozpieszczał, wszystko się jakby krzyżowało. Nie odnosiłam sukcesów, a raczej porażki. Czasem w bezradności był wręcz „płacz i zgrzytanie zębów”. Targał mną niepokój, który emanował na zewnątrz w postaci impulsywnego, nieroztropnego działania. Jednym słowem czułam się czasem wobec bliskich jak terrorystka. Czułam, że muszę walczyć z grzechami głównymi – pychą, lenistwem… Obżarstwo też wzięło górę. Przypomniałam sobie dobre czasy sprzed kilku lat, gdy bardzo umartwiałam swoje ciało, a przez to także swą duszę, której było wówczas znacznie lżej. Owszem nadal w piątki, w intencji duchowo adoptowanego dziecka, poszczę o chlebie i wodzie…ale cóż to jest?! W pozostałe dni tygodnia, jakby to nadrabiam i zbyt dogadzam swemu podniebieniu. Na dwa dni przed zakończeniem Nowenny Pompejańskiej, skorzystałam z sakramentu pojednania. 5 lipca po raz ostatni odmówiłam 3 części różańca z modlitwą dziękczynną. Co zyskałam jako pierwszy i największy grzesznik? Oprócz rozgrzeszenia w konfesjonale, przeżyłam kilka szczególnych dni. 11 lipca w przeddzień wyborów prezydenckich, w drodze do kościoła, zauważyłam pod rozwieszonym na płocie plakatem pana Andrzeja Dudy, siedzącego czarnego kota. W duszy pomyślałam, że te wybory mogą rzeczywiście czarno wyglądać. Ten mały czarny kotek był dla mnie wielkim impulsem! Postanowiłam wybory prezydenckie powierzyć orędownictwu Maryi. Wieczorem wyjęłam tradycyjnie z segregatora dwa archiwalne numery miesięcznika „Różaniec”. Jeden był opatrzony tytułem „trwajmy na modlitwie”, a drugi przedstawiał rzeszę Świętych wraz z bł. Stefanem Wyszyńskim i ks. Jerzym Popiełuszką. W samym centrum tejże okładki było oblicze Jasnogórskiej Pani. Te numery miesięcznika towarzyszyły mi następnego dnia już od samego poranka. Rysy na twarzy Czarnej Madonny, jakby przemówiły, by rozpocząć szturm do nieba rozważając część bolesną różańca. Prosiłam Boga przez ręce Maryi, aby – jeśli taka jest Jego wola – wybory wygrał pan Andrzej Duda. Po południu, gdy przystąpiłam do rozważania części światła, niebo się zachmurzyło i zaczął padać deszcz. O dziwo, gdy kończyłam rozważanie ostatniej tajemnicy – ustanowienia Eucharystii – nagle wyjrzało na dobre słońce, którego promienie napełniły mnie nadzieją. Niestety, wyniki ogłoszone o godz. 21 nieco mnie przeraziły. Pan Andrzej Duda wygrywał tylko „o włos” ze swoim rywalem. Jedyną nadzieją, że będzie lepiej a nie gorzej, pokładałam w dalszej modlitwie. Późnym wieczorem odprawiłam część chwalebną, po czym wyjęłam z segregatora dwa numery archiwalne ulubionego miesięcznika, które znów napawały mnie nadzieją. To numery zatytułowane „dobro ponad złem” oraz „pokój ludziom dobrej woli” wraz ze sceną narodzin naszego Zbawiciela. Te tytuły wyraźnie wskazywały na prezydenturę pana Andrzeja Dudy. Noc z 12/13 lipca uczyniłam niemalże małym czuwaniem fatimskim w domowych warunkach. Pomiędzy godziną 2 a 3 w nocy odprawiłam część światła oraz koronkę do Bożego Miłosierdzia za dusze cierpiące w czyśćcu. Po odprawieniu koronki nagle za oknem zrobiło się jasno. To lampa z czujnikiem ruchu oświetliła otoczenie – także pokój. Zasnęłam dopiero około godz. 5 nad ranem, lecz już o 5.30 zadzwonił nastawiony budzik. Trzeba było wyprawić męża do pracy i o dziwo nie czułam się senna.
13 lipiec był dniem szczególnie radosnym i ten nastrój uwieczniłam w mieszkaniu… słuchałam religijnych piosenek, zawiesiłam na ścianie duży obraz wykonany haftem diamentowym z Najświętszym Sercem Pana Jezusa i Niepokalanym Sercem Maryi Panny. U schyłku dnia trzeba było podziękować Matce Bożej i odprawić wreszcie część radosną różańca. Oczywiście sięgnąłem ręką do segregatora i wyjęłam numery z napisem „nieśmy światu pokój” oraz „Kościół i polityka” z obliczem Matki Bożej Licheńskiej. Chyba nigdy z taką radością nie odprawiłam części radosnej. Nic w tym jednak dziwnego… Wkrótce zostanę po raz pierwszy babcią. Córka ostatnio coraz częściej przeglądała na olx oferty sprzedaży używanych wózków dziecięcych. Miała nawet dwa na oku, lecz z nieco odległych miejscowości. Wzięłam to w swoje ręce. 14 lipca sprawdziłam na olx oferty z naszego miasta…i znalazła się super okazja. Piękny używany wózek za 500 zł. Wartość takiego nowego wózka to aż 1900 zł. Córce od razu przypadł do gustu i już następnego dnia pojechaliśmy kilka kilometrów do właścicieli. Dla córki było to spełnienie marzenia, a dla mnie istny prezent Maryi. Wózek został wystawiony do sprzedaży akurat 12.07 i dlatego wcześniej go córka nie wypatrzyła. Nawet kolory wózka są bardzo wymowne… nieco czerni, lecz dominuje piękny, nieco morski kolor. Patrząc na wózek przypomniał mi się od razu czarny kotek i nieco czarny scenariusz wyborów prezydenckich. Modlitwa jednak rozproszyła ciemności nocy i nastał błękit dnia. Wózek już od ponad miesiąca czeka w pokoju na swego lokatora, którego cała rodzina oczekuje – małego Stasia.
Absolutnie nie przypisuję sobie, że to moja modlitwa miała wpływ na wynik wyborów prezydenckich 2020. Takich ludzi w Ojczyźnie, którym leży na sercu dobro i przyszłość rodziny jest przecież bardzo wielu. Niejeden Polak wziął z pewnością do ręki różaniec. Ja dołożyłam tylko 4 cząstki różańca – jakby cegiełki.
Gabriela