Pragnę podzielić się świadectwem odprawionej Nowenny Pompejańskiej przez moją bliską krewną. Nie korzysta z internetu i nigdy nie pisała świadectw. Także Nowennę Pompejańską odmawiała po raz pierwszy w życiu. Czuję się jednak wręcz zobowiązana, by podzielić się tym świadectwem, które niejako może stanowić także dalszą część mojego świadectwa, jakim podzieliłam się 2 miesiące wstecz. Nasze Nowenny się jakby splotły, bo i po części pokrywały się w terminie. Ja rozpoczęłam Nowennę Pompejańską 31 stycznia we wspomnienie św. Jana Bosco i zakończyłam 25 marca w Dzień Świętości Życia. Modliłam się o życie dzieci zagrożonych aborcją z prośbą, by jak najwięcej osób podjęło się Dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą. Nie przypuszczałam, że odprawienie Nowenny Pompejańskiej w tejże intencji odbędzie się w tak burzliwym okresie, który trwa nadal… A końca nie widać! Moja krewna Anna przerażona sytuacją na Ukrainie rozpoczęła odprawianie Nowenny Pompejańskiej w Środę Popielcową, kończąc w Święto Bożego Miłosierdzia – 24 kwietnia. Przez 54 dni modliła się wytrwale o pokój, odmawiając codziennie 4 części różańca. Gdy ja zakończyłam Nowennę w Uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, zadzwoniłam do swej krewnej zadając pytanie, czy znów podejmie się duchowej adopcji dziecka poczętego. Wówczas usłyszałam odpowiedź, że na razie nie może, bo jeszcze przez miesiąc będzie trwała na odmawianiu Nowenny Pompejańskiej w intencji pokoju. Annie, pomimo różnych problemów zdrowotnych, a co za tym idzie – licznych wizyt w poradniach – udało się odmówić nowennę do końca. Trudno dziś jednoznacznie rzec, czy została wysłuchana, bo wojna trwa nadal.
Jednakże to, co wydarzyło się cztery dni później – 28 kwietnia – można ogłosić jako „dobrą nowinę”. 28 kwiecień to wyjątkowy dzień. W tym dniu odeszła do Nieba św. Joanna Beretta Molla – heroiczna matka, która poświęciła swoje życie, by to co się w niej poczęło – ocalić, by mogło się narodzić. Ja szczególnie cenię tę Patronkę modląc się codziennie przez Jej wstawiennictwo w intencji obrony życia poczętego. Z tej racji tego dnia, wczesnym porankiem, wysłałam na Whatsappie swym znajomym ciekawe strony i krótkie filmy z YouTube o tej Świętej m.in. Anicie – synowej Anny. Po niedługiej chwili Anita do mnie zadzwoniła, że ta Patronka, z którą zdążyła się – dzięki mnie – zapoznać, chyba coś zdziałała. Anita była zaskoczona, gdy rano jadąc z teściową do kościoła oznajmiła jej, że chce się udać do lekarza. Zaskoczyły ją te słowa ponieważ wcześniej, gdy jej to sama proponowała, teściowa odmawiała wizyty. Po powrocie ze Mszy św. Anita, uczyniła to, o co prosiła ją teściowa. Lekarz prowadzący dał Annie przekaz do chirurga i jeszcze tego samego dnia udało się do niego zarejestrować. Chirurg bez wahania dał skierowanie do szpitala, dokąd od razu się udały. To duży szpital, w którym można się pogubić. Tak trafiło się niespełna 70-letniej Annie. Przez pomyłkę trafiła na oddział porodowy… i nie mogła się z niego wydostać. Na szczęście miała przy sobie telefon i zadzwoniła do synowej. Anita jednak sama nie mogła otworzyć drzwi, ale obok był domofon. Dzwoniła więc kolejno, aż dodzwoniła się na oddział patologii ciąży. Dopiero wtedy odezwała się kobieta, która wypuściła Annę – babcię pięciorga wnucząt. Jak poinformowała mnie Anita, w tym dniu interesujące było to, że w ich ośrodku trzeba zawsze umawiać się na wizytę telefonicznie, a Annie udało się dostać bez rejestracji. Nawet ich znajoma, która często musi korzystać z pomocy, była zdziwiona. Ciekawe jest, że zazwyczaj do specjalisty także nie od razu można się dostać , a jej teściowej się udało. Oczywiście dziwna i zarazem zabawna wydaje się sytuacja z porodówką. 28 kwietnia w 100 rocznicę urodzin i zarazem 60 rocznicę narodzin dla Nieba św. Joanny Beretty, było naprawdę zastanawiająco dużo małych cudów. Nie można ich nazwać jedynie zbiegiem okoliczności!
Anita pisała mi o tym wszystkim na Whatsappie, a ja wyciągałam wnioski z tych wydarzeń. Od razu uznałam, że ma to związek z odprawioną przez Annę nowennę „nie do odparcia” o pokój. Anita była tego samego zdania i łączyła też z faktem, że jej teściowa w ubiegłym roku ratowała modlitwą duchowo adoptowane dziecko poczęte.
Ze swej strony uważam, że splot okoliczności, w jakich znalazła się moja krewna, ma także związek z Nowenną Pompejańską, którą ja osobiście odmawiałam. Dałam do zrozumienia, cytując słowa św. Matki Teresy z Kalkuty, że największym zagrożeniem pokoju jest właśnie aborcja. Zachęcałam, by podjąć się bez wahania duchowej adopcji.
Od tego dnia minął cały miesiąc, gdy wreszcie odwiedziłam osobiście swych krewnych. Zagadnęłam Annę, czy adoptowała duchowo zagrożone życie, lecz niestety do tej pory jeszcze tego nie uczyniła. Osobiście jej przypomniałam zdarzenie sprzed miesiąca, że niewątpliwie ma to związek z Nowenną Pompejańską w intencji pokoju. Że sama św. Joanna Beretta ją do tego wzywa, skoro uwięziła ją na oddziale patologii ciąży! Na to krewna skwitowała – „przekonałaś mnie!” Anna ze względu na stan zdrowia i liczne obowiązki wahała się, czy nakładać kolejne zobowiązania. Jest zelatorką Żywego Różańca w swojej parafii i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. W jaki sposób? Ożywiła Żywy Różaniec, wręczając członkom swej róży, własnoręcznie wykonane piękne koronki… I to nie z takich zwyczajnych koralików. Mianowicie wykonuje je z czegoś „żywego” – dojrzałych ziaren fasoli tzw. sakramentki. Jakże więc nie modlić się na tak pięknej koronce owej 10-tki za zagrożone życie poczęte? Sama na takiej się modlę, którą od Anny otrzymałam w prezencie. Darowała mi więcej takich ziarenek, z których zrobiłam 10-tkę i wręczyłam swej znajomej, modlącej się nieustannie za życie dzieci zagrożonych aborcją.
Dopiero po powrocie z odwiedzin uznałam, że koniecznie trzeba napisać świadectwo. Poprosiłam Anitę by na watchappie opisała dokładnie ów dzień, w którym tyle się wydarzyło. Przesłałam jej przy okazji zdjęcia koronki różańca i okładki modlitewnika z rozważaniami różańcowymi św. Pauliny Jaricot – założycielki Żywego Różańca, którą zamówiłam dla siebie w księgarni www.religijna.pl.
Anita podzieliła się natomiast czymś innym. Oprócz dokładnego opisu dnia 28 kwietnia, przesłała mi strony poświęcone św. Joannie Beretcie Molli z darmowego egzemplarza gazety „Dobre Nowiny”, który przyniosła z kościoła.
Cóż? Nie zaskoczyła mnie ta gazeta, ponieważ posiadałam ją od kilku dni. Otrzymałam ją właśnie jako gratis do zamówionego różańca i modlitewnika z rozważaniami św. Pauliny Jaricot. Zaskoczył mnie znów bardziej splot okoliczności… Przyjrzałam się tym razem jeszcze raz baczniej tytułowej stronie „Dobrych Nowin”, na której główną postacią jest św. Joanna Beretta Molla… Ale nie tylko. Na dolnej części strony w centrum jest wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego z łagiewnickiej bazyliki, nawiązujący do Uroczystości Miłosierdzia Bożego. To dzień, w którym Anna zakończyła 54-dniowe nabożeństwo. Na tytułowej stronie, w lewej części umieszczono wizerunek Matki Bożej Bolesnej z Quito, a po prawej św. karmelity o. Tytusa Brandsmy – męczennika z Dachau, który był dziennikarzem. Poczułam, że to On potwierdza, żebym rzeczywiście wcieliła się w rolę „dziennikarza” i napisała świadectwo. Dla patronki Żywego Różańca – Pauliny Jaricot wyniesionej na ołtarze 22 maja – także znalazło się miejsce w „Dobrych Nowinach”.
Mogę rzec, że dla wierzących nie ma czegoś takiego jak zbieg okoliczności czy przypadków. Żadne życie nie jest przypadkiem, a szczególnie to najbardziej bezbronne, które ledwo zaczyna się tlić! Te fasolki, które stały się koronką różańca, były kiedyś ukryte w ziemi i kiełkowały, by ujrzeć światło dzienne.
Czy nastanie wreszcie POKÓJ? Najlepszą i najbezpieczniejszą bronią jest różaniec!
Gabriela
w imieniu Anny